Czy Grupa Krakowska jeszcze istnieje? (2000)

(druk w: Jerzy Bereś, Wstyd. Między podmiotem i przedmiotem, red. J. Hanusek, wyd. Otwarta Pracownia 2002, s. 203-205.)

 

Parę dni temu zadzwoniła do mnie pani, sprawdzająca aktualność haseł przed wydaniem encyklopedii, z pytaniem „Czy Grupa Krakowska jeszcze istnieje?”. W czasach, kiedy istnieje tylko to, co nagłośnione, wątpliwość ta wydaje się całkowicie uprawniona.

Blisko 70-letnia obecność Grupy Krakowskiej przypadła na czas w historii świata, Europy, a w szczególności Polski bardzo dramatyczny, a właściwie tragiczny. Wystarczy przywołać pytanie Adorna „Czy po holocauście sztuka jest jeszcze możliwa?”. Życie i twórczość Jonasza Sterna, członka zarówno pierwszej, jak i drugiej Grupy Krakowskiej, daje odpowiedź na pytanie Adorna.

Pojawiło jednak się wyzwanie, wobec którego zarówno mistrzostwo estetyczne, jak i rewolucyjna etyka awangardy, a nawet etyka chrześcijańska okazują się niewystarczające. Polega ono na tym, by to, co egzystencjalne próbować wydźwignąć na esencjalny pułap trwałego dorobku kultury.

I tu mylił się mój mistrz Xawery Dunikowski, który zapytany kiedyś przez mnie o to, co sądzi o Grupie Krakowskiej, odpowiedział: „No, Jaremianka i Wiciński byli moimi uczniami, ale te komuno-żydki, to nie, nie, panie, nie, nie….”. Niestety , wielki Xawery, mimo, że sam leczył się z sarkazmu po pobycie w Oświęcimiu, co jest widoczne w jego obrazach, omamiony przez przenikniętego do szpiku kości cynizmem Sokorskiego, obwieszony medalami, nie był w stanie dostrzec żadnego dodatkowego kryterium poza maestrią. Chociaż przedwojenna Grupa Krakowska była radykalnie lewicowa, to jednak członkowie drugiej Grupy mieli już za sobą heroiczną postawę antystalinowską. Przejawem rewolucyjnej etyki awangardowej była wystawa, a potem wejście do Grupy Krakowskiej Grupy Nowohuckiej. Ale była to rewolucja czysto formalna, bazująca na modnym w tym czasie malarstwie materii, już bez otoczki światopoglądowej. W środowisku Grupy Krakowskiej było to oczywiste, po podarciu i wyrzuceniu przez okno legitymacji partyjnej przez Marię Jaremę. Wystawa Grupy Nowohuckiej byłą zresztą jedyną manifestacją awangardyzmu na tym terenie.

W roku 1979, po wystawie I Grupy Krakowskiej, zorganizowanej przez Józefa Chrobaka i Maszę Potocką w Pałacu Sztuki, odbyło się w klubie „Kuźnica” sympozjum, na którym profesor Mieczysław Porębski wygłosił odczyt pt. „10 przykazań awangardy”. Zgłosiłem wtedy w dyskusji 11-te przekazanie, na które wszyscy się zgodzili. Chodziło o grupowość wszystkich awangard w opozycji do samotniczej tradycji romantycznej. Tuż po dyskusji podszedł do mnie prof. Waniek i powiedział: „Jak to dobrze, że pan jest artystą, a nie krytykiem sztuki, bo artyści nie mieliby przy panu łatwego życia”.

W grupie Krakowskiej jednak, dzięki egocentryzmowi Kantora, który był zbawienny w czasie kontestacji stalinizmu, zwyciężyło radykalne zindywidualizowanie. Paradoks ten stał się jednocześnie przyczyną fenomenu długotrwałego istnienia Grupy Krakowskiej.

Wracając jeszcze do pytania Adorna, można by w konkretnej polskiej sytuacji zadać inne pytanie. Czy możliwy był zapał twórczy po mordzie w Katyniu, w sytuacji trwającego dziesiątki lat milczenia świata? I tu również nie kto inny a właśnie Jonasz Stern zaprosił do Grupy Krakowskiej Witolda Urbanowicza i Marię Pinińską, dzieci oficerów zamordowanych w Katyniu. Jonasz Stern głosił zresztą, zahaczającą już o masochizm zasadę etosu twórczego, według której im artysta ma mniej sukcesu i gorsze warunki życia, tym lepiej dla jego sztuki. Stąd brała się tak silna obecność osądu etycznego w tym środowisku. Kiedyś toczyła się na zebraniu Grupy rozmowa o Romanie Opałce. Milczący zazwyczaj Kazimierz Mikulski odezwał się w pewnym momencie ucinając dyskusję: „Opałka to hochsztapler i nie ma o czym mówić”. Innym razem w wywiadzie dla Gazety Wyborczej Jerzy Nowosielski nazwał Andy Warhola „szmatą”.

To, co najważniejsze jednak w Grupie Krakowskiej, rozgrywało się w konkretnej konfrontacji na dorocznych wystawach organizowanych przeważnie w galerii Krzysztofory. To tutaj, szczególnie przy samym urządzaniu zbiorowej ekspozycji, padały najsurowsze sądy. Nie były one oczywiście artykułowane po akademicku okrągłymi zdaniami. Tutaj grymas, uśmiech, czy cięty żart Jonasza Sterna, zdenerwowanie Tadeusza Kantora, czy obojętność reszty członków Grupy wystarczyły, aby wszystko było jasne. Tutaj także powstawały nigdy nie rozładowane napięcia. Napięcia te narastały i komplikowały się tak, że środowisko Grupy Krakowskiej można porównać, przerysowując oczywiście, do „bomby z opóźnionym zapłonem”. Problemy te spadały przez lata na głowę dyrektora galerii Stanisława Balewicza, który jakoś je opanowywał.

Miał on jednak i tak łatwiejszą sytuację, niż obecny dyrektor Józef Chrobak. Za PRL-u, w czasie zniewolenia Polski, artyści samoograniczali się, aby zachować galerię, dzięki której można było prowadzić niezależną działalność. Dzisiaj w wolnej Polsce, choć okazało się, że niezależność galerii ma jeszcze wyższą cenę, artyści nie mają powodów do samoograniczania się. Nie ma się więc co dziwić dyrektorowi Józefowi Chrobakowi, że po heroicznym 10-letnim mecenasowaniu środowisku, bywa czasem zmęczony i zdenerwowany. Przy braku funduszy na działalność trzyma jednak ciągle w ręku tę „bombę z opóźnionym zapłonem”.

Na zakończenie chcę powiedzieć, że przy coraz większej przepaści, jaka powstaje dziś między rzeczywistością medialną, a rzeczywistością konkretną, Grupa Krakowska ze swoim „garbem etycznym” siłą faktu musiała znaleźć się w przestrzeni pozamedialnej.

Dlatego choć istnieje, nie może zaistnieć.

10.12.2000

copyright Fundacja im. Marii Pinińskiej-Bereś i Jerzego Beresia, 2022 | made by studio widok

maria
pinińska
bereś