Jerzy Bereś
Dzieło czy fetysz? (1991)
(Tekst ukazał się w katalogu: Jerzy Bereś, BWA Sandomierz, listopad-grudzień 1991, [przedruki w:] Artyści Galerii – Galeria Artystów, Galeria Sztuki Współczesnej, BWA, Sandomierz 1991-1994, wyd. BWA, Sandomierz 1994; Grupa Krakowska (dokumenty i materiały), cz. X (red. J. Chrobak), wyd. Stowarzyszenie Artystyczne Grupa Krakowska, Kraków 1993; Jerzy Bereś, Wstyd. Między podmiotem i przedmiotem, red. J. Hanusek, wyd. Otwarta Pracownia 2002, s. 109-110.)
Posługując się metaforą biologiczną, można by powiedzieć, że gdzieś na przełomie lat 50-tych i 60-tych XX wieku został poczęty, nie narodzony, ale poczęty wiek XXI, przy równoczesnym zgonie wieku XX.
Wtedy to bowiem, po ostatecznym zakademizowaniu się awangardy, zakończył się spór o wartości w sztuce między nią, a ariergardą. Dzieła obu tych formacji zawisły obok siebie na wystawach, a ich przedstawiciele zajęli stanowiska profesorskie na akademiach. Powstałą sytuację cechowała z jednej strony zewnętrzna perfekcyjna stagnacja, której z drugiej strony towarzyszyło wewnętrzne, przemożne odczucie potrzeby wolności.
Przepaść między tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnętrzne była już wtedy na tyle widoczna, że francuski krytyk Jean-Jacques Lebel próbował bazując na niej zbudować definicję określającą wydarzenia (event’s), które miały miejsce w tym czasie w galeriach i które później przerodziły się w ruch happeningowy. Twierdził mianowicie, że to właśnie happenerzy chcą zasypać ten powstały rów. Dziś ten rów, czy przepaść, nie jest może tak widoczny, ponieważ pogrobowcy zarówno ariergardy, jak i awangardy mimo braku jakiegokolwiek sporu o wartości, ogłaszając co jakiś czas swoje zwycięstwa, lansują krótkotrwałe mody, które szybko się rozładowują komercyjnie. Rów między tym, co zewnętrzne, a tym, co wewnętrzne niewidoczny jest również dlatego, że stał się tak wielki, iż trudno dostrzec obie jego krawędzie równocześnie. Tym bardziej, że wszystkie oczy zwrócone są ku krawędzi tego, co zewnętrzne.
Tam jest tłok, bo tam jest sława, pieniądze, tam jest rynek, tam jest ruch.
Dzieje się tak mimo tego, że zewnętrzność jest już w stadium nawet nie naskórkowym, lecz staje się ważny naskórek naskórka, jak to ktoś powiedział.
Przewidział to Marcel Duchamp sygnalizując, że powstają mechanizmy, które potrafią wylansować wszystko. Przewidywał to również Ignacy Witkiewicz, ogłaszając nadejście ery sztuki bez sensu. Tymczasem krawędź tego, co wewnętrzne, czyli druga krawędź owej przepaści jest prawie pusta.
Ale tak już kiedyś było, bo przecież tylko Theo uważał obrazy swego brata Vincenta van Gogha za genialne i dziwił się, że nikt tego nie widzi.
Tak więc jak dotychczas happenerom i performerom, mimo wielkich poświęceń nie udało się zasypać tego rowu. Myślę, że czas spowoduje, iż owa przepaść sama się wypełni.
Nadchodzi bowiem moment, w którym zaczną być demaskowane mechanizmy socjotechniczne, żerujące na populizmie i era sztuki bez sensu przejdzie do historii.
Słabością happenerów i performerów jest to, że dzieła ich realizują się i weryfikują tu i teraz. Nie mają więc możliwości przeniesienia tego, co wewnętrzne, w czasie.
W końcu, wcześniej lub później to, co wewnętrzne wybuchnie, ale prawdopodobnie stanie się to dopiero w XXI wieku. Wtedy stanie się jasne, co jest dzisiaj wartościowym dziełem, a co tylko pustym fetyszem.
15.X.1991