Runda romantyczna (1999)

(Tekst ukazał się w katalogu wystawy Jerzy Bereś. Runda romantyczna, Galeria Grodzka BWA, Lublin 2000, [przedruk w:] Jerzy Bereś, Wstyd. Między podmiotem i przedmiotem, red. J. Hanusek, wyd. Otwarta Pracownia 2002, s. 203-205.)

 

 

 

Gdy prowokowałem Spór z Andrzejem Wajdą (manifestacja w galerii Krzysztofory, 25 XI 1996 r.) liczyłem na wywołanie dialogu o polskim romantyzmie. Wybór okazał się trafny, ponieważ Pani Maria Janion mianowała nieco później Andrzeja Wajdę głównym przedstawicielem tego nurtu, argumentując to między innymi przykładami z wystawy „To lubię”, od której zaczął się spór z nim. Jestem chyba zbyt zuchwałym „romantykiem”, ponieważ przedstawiciel polskiego romantyzmu, przenikniętego mesjanizmem, nie zechciał zejść z piedestału tragicznej ironii kultury klęski, aby taki dialog był możliwy. Wolał zignorować śmiałka mimo, że wolna Polska wróciła i wypadałoby może przyznać choć trochę racji romantykom zuchwałym. Pozostawiając polski romantyzm w spokoju, chciałbym przypomnieć o dwóch ważnych sesjach romantycznych, w których miałem zaszczyt czynnie uczestniczyć, a także o kilku moich osobistych przedsięwzięciach w tym duchu.

Pierwsza sesja została zorganizowana z okazji otwarcia wystawy „Romantyzm i Romantyczność”, urządzonej przez Marka Rostworowskiego w 1975 r. Sesję naukową otwierał wykład prof. Tatarkiewicza, po którym nastąpiło wiele wypowiedzi historyków sztuki, estetyków, a także artystów. W moim wystąpieniu pt. „Romantyczność zmian w czasie” przedstawiłem wizję żywej, niepowtarzalnej formy, odróżniającej w dobie po-romantycznej autentyczne dzieło sztuki od doskonałego, lecz bezdusznego mistrzostwa zawodowego. Moim zdaniem świadomość żywej, niepowtarzalnej formy, którą w innych okolicznościach definiowałem jako piękno czystej treści, staje się możliwa dopiero po doświadczeniach awangardy. Awangarda bowiem uporała się z XIX-wiecznym śmietnikiem tematycznym, grzęznąc z kolei w dużym stopniu w formalizmie, by na koniec „zakonceptualizować się” na śmierć.

Podczas drugiej sesji romantycznej, która odbywała się w Rogalinie i została zorganizowana w 1977 roku przez Muzeum Narodowe w Poznaniu, ujawnił się z całą jaskrawością dramat rzeźby monumentalnej i architektury w obliczu narastającego wyczulenia na sprawy ekologiczne. W pustyni miejskiej zielone drzewo pod względem ekologicznym staje się cenniejsze od doskonałej rzeźby. Sesji towarzyszyło coś w rodzaju konkursu na dzieło do parku angielskiego w Rogalinie. Było to szczególne wyzwanie, ponieważ z jednej strony tematyka sesji wykluczała całą tradycję rzeźby monumentalnej, a z drugiej strony konkretność propozycji i naturalność parku angielskiego eliminowały wszelkie utopijne pomysły konceptualne czystej sztuki. Mój projekt żywego, monumentalnego pomnika pt. Świątynia dumania został zaakceptowany i w roku 1980-81 zrealizowany. Niestety nie do końca, ze względu na niechęć nowego dyrektora muzeum, który objął tę funkcję po śmierci prof. Malinowskiego. Mimo niesprzyjających okoliczności Świątynia dumania jednak się uchowała i obecnie, po 20 latach mają być posadzone drzewa, które w przyszłości powinny utworzyć naturalne sklepienie nad granitowymi ołtarzami.

Bardziej niezwykłe dzieje walki o swoje istnienie ma inny z moich projektów – żywy, monumentalny pomnik pt. Arena. Projekt powstał podczas sympozjum „Wrocław 70”. W 1972 roku samorzutnie zrealizowali go w czynie społecznym na Wyspie Piaskowej wrocławscy studenci. Posadzone w lipcu drzewa nie przyjęły się jednak. Miały tego dopilnować służby miejskiej zieleni. Nie dopilnowały, ale Arena z osadzonym korzeniami do góry dębem trwała. W 1983 roku wybrano ją na lądowisko dla Papieża Jana Pawła II, odwiedzającego po raz pierwszy Wrocław. W związku z tym osadzony korzeniami do góry dąb został ścięty. Parę lat temu osadzono korzeniami do góry nowy dąb. Reszta, uzupełnienie aranżacji i posadzenie młodych drzew, ciągle czeka na realizację.

Trzecie monumentalne przedsięwzięcie już od powstania konkretnego projektu miało kłopoty. Wózek Romantyczny wraz z programem manifestacji powstał w 1975 roku.

Kilkakrotne starania w Krakowie, Wrocławiu czy Zielonej Górze, o zezwolenie na dokonanie manifestacji, nie dały rezultatu. W Zielonej Górze Wózek Romantyczny został nawet zdjęty przez cenzurę. Chodziło o to, że w programie była zamieszczona manifestacja „Ognisko wolności”. Słowo wolność było słowem tabu w czasie pozornej swobody artystycznej „ery gierkowskiej” PRL-u. Znalazło się jednak małe „okienko” wolności w tych czasach, kiedy Manifestacja romantyczna doszła do skutku. 18 listopada 1981 roku na krakowskim Rynku, tuż przed stanem wojennym, zaistniało coś w rodzaju żywego, monumentalnego pomnika, utworzonego przez pięć płonących wokół Sukiennic ognisk. Niestety najkonkretniejsza część dzieła, trwały ślad w postaci białych napisów tytułów ognisk, został natychmiast zmyty przez służby miejskie, zanim jeszcze farba emulsyjna zdołała wyschnąć. Stało się tak mimo, że zostało ustalone między organizatorami a władzami miasta, że napisy pozostaną przynajmniej do czasu naturalnego zatarcia.

Myślę, że nie zaszkodziłoby Krakowowi, gdyby co jakiś czas na Rynku zapłonęły: „Ognisko nadziei”, „Ognisko wolności”, „Ognisko godności”, „Ognisko miłości”. W międzyczasie na płycie Rynku widniałyby białe napisy tytułów ognisk, które można by ceramicznie utrwalić. Byłoby to czymś w rodzaju dużego, monumentalnego pomnika, a równocześnie niezwykle dyskretnego.

Ten mój dialog z tradycją romantyczną, wobec romantyzmu polskiego, opartego na tragicznej ironii kultury klęski, przerodził się w ostry spór i tej refleksji dotyczyła wystawa Runda romantyczna I (galeria Krzysztofory 1998).

Prezentowanej obecnie wystawie Runda romantyczna II towarzyszy natomiast refleksja dotycząca konfrontacji mojej wizji twórczego rytmu zmian z awangardą, bazującą na rewolucyjnej koncepcji dziejów. I tu początkowo łagodny dialog w obronie podmiotu twórczego z czasem przechodził w spór, a nawet konflikt z kolejnymi falami progresywizmu. Przykładem nie do przyjęcia dla mnie było np. definiowanie przez Annę Marię Potocką konceptualizmu jako największego osiągnięcia XX wieku, a to dlatego, że wyzwolił sztukę z ograniczeń talentem. Dziś, kiedy niegdysiejszy rewolucyjny ładunek awangardy zredukowany został do zwykłej przewrotności, nierzadko infantylnej, jakikolwiek dialog staje się niemożliwy. Kwestią otwartą pozostaje w tej sytuacji dialog wewnętrzny dotyczący pytania, kiedy akcentowanie podmiotu twórczego przeradza się w pusty narcyzm. Odpowiedź jednak na to pytanie pozostawiam podmiotowemu osądowi widza.

29.12.1999

copyright Fundacja im. Marii Pinińskiej-Bereś i Jerzego Beresia, 2022 | made by studio widok

maria
pinińska
bereś