Jerzy Bereś
Dialogue with Tadeusz Kantor
27 V 1991
Krzysztofory Gallery, Kraków
Description of the manifestation (unfortunately only in Polish for now):
Galeria Krzysztofory. Ustawione wokół krzesła wydzielają na środku dużej sali pustą, owalną przestrzeń. Stoją tam dwa czarne stoliki. Na jednym ustawiono kieliszki do wódki i butelkę wódki. Na drugim kieliszki do koniaku i butelkę koniaku. Pomiędzy stolikami stoi niebieski sześcian, na którym leży kamień. Na stolikach stoją kubki z czerwoną farbą, na sześcianie kubek z białą farbą.

Photo by Witold Górka
Autor przeciska się przez wąskie wejście prowadzące pomiędzy krzesłami. Jest nagi, w ręku trzyma gruby sznur. Drugi koniec szura zapętlony jest na jego szyi. Wychodzi na środek, zwraca się ku publiczności i mówi: “Proszę Państwa, w pierwszym rzędzie chciałem powiedzieć, że nie robiłem nigdy happeningów, ani performances. Moje działania były po prostu akcjami, a właściwie to nazwałem je manifestacjami. Ze względu na to, iż nie chodzi tu o samą synchronizację akcji w sensie teatralnym, czy też jakąś prowokację wobec publiczności, jak to miało miejsce w happeningach, ale chodzi o jakiś przekaz, który pragnę w takich sytuacjach wyartykułować. Nie jest to dla mnie łatwe, ponieważ jest to nagromadzenie się, kumulacja jakichś problemów, które mam niejako do zakomunikowania. Nie mniej rozkłada się to na dwa języki: język słowny oraz język akcji, ponieważ w jednym języku jakoś nie mogę się zmieścić, jeżeli chodzi o wyartykułowanie tego przekazu. To jest pierwsza sprawa. Druga sprawa, to jest to, iż dzisiejsza akcja, mimo że będzie miała pozory dosyć ostrego sporu z Tadeuszem Kantorem, będzie także rodzajem hommage dla Tadeusza Kantora. Trzecia sprawa, co do której zawsze mam prośbę do Państwa, o nie ingerencję fizyczną w czasie akcji.”

Photo by Janusz Paszek
Autor zdejmuje pętlę z szyi i kładzie ją na pudle, obok kamienia. Sznur zwisa na podłogę. Podchodzi do stolika, bierze butelkę i nalewa wódkę do kieliszka. Następnie czerwoną farbą maluje sobie pręgę na plecach. Podchodzi do drugiego stolika i nalewa koniaku. Na plecach maluje drugą pręgę. Zatrzymuje się przy niebieskim postumencie i koniec sznura zwija w kłąb. Na piersiach maluje białą literę “T”.

Photo by Witold Górka
Powtarza tę sekwencję czynności, krążąc pomiędzy stolikami, aż do momentu, gdy wódka i koniak są rozlane do kieliszków, plecy pokryte są czerwonymi pręgami, sznur zostaje zwinięty w duży kłąb, a na piersiach widnieje napis TEATR ŻYCIA.

Photo by Witold Górka

Photo by Witold Górka

Photo by Janusz Paszek
Maluje wtedy biały, a potem czerwony pasek na fallusie i zwraca się do publiczności: ” Proszę Państwa Marcel Duchamp kiedyś powiedział, że rzuci butelkę, a oni zrobią z tego dzieło. I w tym momencie właściwie przestał być odpowiedzialny tzn. jakby umknął przed odpowiedzialnością za to co robi. I to uważam jest jedną z największych deformacji w sztuce jaka później zapanowała, właśnie za przykładem tego wielkiego artysty. W związku z tym ja dzisiaj rozbijam tę butelkę.” Trzymając w ręku pustą butelkę po wódce podchodzi do postumentu, bierze kamień i roztrzaskuje ją mocnym uderzeniem.

Photo by Janusz Paszek
Mówi: ” To było odnośnie duchampistów polskich. Ale również zrobię to samo odnośnie duchampistów w świecie” W podobny sposób rozbija butelkę po koniaku. Kamień rzuca na ziemię. Bierze kłąb sznura i zwracając się do publiczności mówi: “Ale, była to zainicjowana przez Marcela Duchampa płaszczyzna fetyszu w zakresie przedmiotu. Gdzieś około połowy XX wieku stała się rzecz inna. Zaistniała płaszczyzna, w której osoba ludzka została rzucona podobnie jak taka butelka. Tu dla przykładu mogę podać Gilberta i George’a. Oni sami siebie uczynili taką butelką. Pozwolili niejako, nawet życzyli sobie, żeby funkcjonować jak przedmioty. Wobec tej sytuacji krytycy, teoretycy sztuki, wobec zalewu przedmiotów i tego typu samozwańczych idoli, ogłosili śmierć sztuki. Na szczęście znaleźli się artyści, którzy powiedzieli NIE. I oczywiście także rzucili siebie na tę szalę, ale nie jako przedmioty. Lecz uwikłali się w taki o to węzeł – autor wchodzi w tym momencie na postument – który powstaje na skutek i w sytuacji, kiedy osoba ludzka jest zarówno przedmiotem, jak i podmiotem. Po prostu zachowuje ten czynnik podmiotowy, czyli nie wyrzeka się odpowiedzialności za to co robi. Bo jest to jedna z największych tajemnic moim zdaniem, zarówno sztuki jak i życia, że bywamy uwikłani… iż jesteśmy stale w tym uwikłaniu między przedmiotem i podmiotem, i nie ma uczciwej sytuacji, w której można by wymknąć się z tego paradoksu. Ci, którzy na zasadzie jakiejś gry chcieli się wymknąć wpadali właśnie w ten obłędny taniec fetyszyzmu, zarówno w płaszczyźnie przedmiotowej, jak i podmiotowej. Mowa tu o samozwańczych idolach, których w XX wieku także nie brakło.

Photo by Witold Górka
Dziś ten dramat nie dotyczy tyle artystów, ile idolami stali się politycy. Dla przykładu, w Polsce chcieli zrobić idola z Lecha Wałęsy, on jednak nie dał się i ten węzeł odpowiedzialności dźwiga. Wygląda to może czasem śmiesznie, ale go dźwiga. Wygląda to mniej więcej tak” Autor stojąc nagi na postumencie zastyga na moment z ręką uniesioną do góry, w ręce trzyma kłąb sznura. Po chwili mówi dalej: “Z Tadeusza Mazowieckiego właściwie także chciano zrobić idola. On już jakby mniej się na to nadawał. Z wielką troską patrzył na ten właśnie paradoksalny węzeł, który miał w ręku, ten węzeł odpowiedzialności” Autor trzyma kłąb sznura w wyciągniętych do przodu rękach i przygląda mu się z uwagą. Następnie przez chwilę przerzuca kłąb z ręki do ręki mówiąc: “Dziś można by może podać Balcerowicza, który właśnie tak, tak sprawnie ten węzeł przerzuca. Ale przychodzi taki moment, w którym człowiekowi wypada ten węzeł z ręki – autor wypuszcza bezwładnie węzeł na podłogę – i wtedy następuje czas, w którym powinni się tym zająć już krytycy, teoretycy; Ci, którzy powinni znaleźć i odkryć to, co podmiotowe, a nieprzemijalne.

Photo by Witold Górka

Photo by Witold Górka

Photo by Witold Górka
Ale niestety krytycy po ogłoszeniu, że nastąpiła śmierć sztuki, dziś właściwie są całkowicie zagubieni. Dla przykładu w Polsce albo grzęzną w jakichś układzikach, kumplowskich układzikach prowincjonalnych, albo też na zasadzie snobizmu potrafią znaleźć źdźbło w Nowym Jorku, natomiast belki w kraju nie znajdą. I tyle byłoby jakichś takich ogólnych pretensji. Natomiast przede wszystkim myśląc o dziele Tadeusza Kantora, chciałbym powiedzieć, iż nie napotkałem dotychczas tekstu krytycznego, uczciwego tekstu o Tadeuszu Kantorze, o jego dziele. Bo uważam, że właśnie dzieło Tadeusza Kantora nie mieści się w tym przedziale medialistycznego fetyszu, lecz jest…bo w końcu to, co zrobił Kantor nie jest teatrem i nie było teatrem. Było czymś więcej. Jest dziełem oryginalnym, niepowtarzalnym i co najważniejsze mieszczącym się w strefie ponadmedialnej tzn. w tej strefie, w której czynnik podmiotowy zostaje utrwalony. Mówię o tym dlatego, iż dzieło to znajduje się moim zdaniem w niebezpieczeństwie, ze względu na to, iż znajdzie się dużo naśladowców, a także – ostrzegam – kontynuatorów, ponieważ to dzieło jest niepowtarzalne.” W momencie autor schodzi z postumentu, na którym stał do tej pory. Mówi: “Chciałbym usłyszeć Państwa zdanie na ten temat. Proszę o ewentualną dyskusję i zapraszam do wypicia. Proszę bardzo” Po pewnej chwili, na zakończenie mówi: “To co ja chciałbym na zakończenie uczynić dla Tadeusza Kantora” Kładzie kłąb sznura na niebieskim postumencie, maluje stopę czerwoną farbą i odciska ślad obok szura. Następnie maluje drugą stopę na biało i odciska biały ślad koło czerwonego. Obok pisze białą farbą datę i składa podpis. Mówi: “jako hommage dla Tadeusza Kantora”.

Photo by Witold Górka

Photo by Witold Górka