Jerzy Bereś
Erotyk polski
9 II 1993
Muzeum Narodowe w Warszawie
w trakcie trwania wystawy Ars Erotica (I – III)
Opis manifestacji:
Miejsce manifestacji: podest reprezentacyjny w głównym holu Muzeum Narodowego w Warszawie, kilka stopni powyżej poziomu parteru. Z podestu biegną schody w prawo i w lewo, na otwarte galerie na piętrze. W tym centralnym miejscu stoi czarne podium o wymiarach 70×70 cm i wysokości 50 cm . Na podium widnieje biały napis EROTYK POLSKI. Obok, cofnięty nieco do tyłu, muzealny stół: okrągły, czarny, zdobiony. Na środku stołu stoi butelka koniaku, obok leży bardzo duże czerwone jabłko. Wkoło ustawione są kieliszki. W holu zbierają się widzowie, którzy przyszli na wyznaczoną na godz. 17.00 akcję. Niezależnie od tego panuje bardzo duży ruch, gdyż wstęp do muzeum jest w tym dniu bezpłatny.
Akcja. Autor wchodzi do holu nagi z pętlą powrozu na szyi. Rękami podtrzymuje powróz. Jego fallus pomalowany jest na biało-czerwono.
Wchodzi po stopniach na podest i zatrzymuje się przy stole. Zdejmuje pętlę, bierze wielkie czerwone jabłko, wkłada je w oczko pętli i zaciska węzeł. Trzymając w rękach „węża”, wykonanego z jabłka i powrozu, zwraca się do publiczności i mówi: Pan Bóg obdarzył człowieka z jednej strony wolną wolą, a z drugiej, dla zabezpieczenia ciągłości gatunku ludzkiego, przemożnym instynktem seksu. Ta sprzeczność między wolną wolą, będącą bazą podmiotowości człowieka, a przemożnym, uprzedmiatawiającym instynktem, znajduje bezgrzeszne rozwiązanie w religiach judeochrześcijańskich poprzez ślubowanie małżeńskie, uświęcone nawet sakramentem. Autor kładzie powróz z jabłkiem na podium. Podchodzi do stołu, odkręca butelkę i nalewa koniak do kilku kieliszków. Następnie maluje zieloną farbą na przedzie swojego ciała literę J. Podchodzi do podium, bierze powróz i w pewnej odległości od jabłka zawiązuje na nim następny węzeł. Następnie odwraca się tyłem do widzów i maluje sobie na plecach czarny krzyżyk. Wykonując te czynności mówi, że bezgrzeszne przedłużenie gatunku zgodne z normami religijnymi następuje poprzez wzajemne uprzedmiotowienie małżonków. Grzeszne rozładowanie instynktu na seksualnym rynku usługowym jest nie tylko wzajemnym uprzedmiotowieniem, ale uprzedmiotowieniem się wobec pieniądza.
Autor przywołuje w tym miejscu rozważania filozofa Sorena Kierkegaarda. Coraz więcej kieliszków jest napełnionych koniakiem, przybywa zielonych liter na przedzie jego ciała, czarnych krzyżyków na plecach, węzłów na powrozie. Autor wyjaśnia, że te krzyżyki są krzyżykami jego życia. W tym momencie wąskie strumienie zwiedzających, schodzących z górnych pięter i przemykających z lewej i prawej strony obok miejsca, w którym rozgrywa się akcja, zmieniają się w wartki tłum. Kończy się bowiem czas zwiedzania. W całym kompleksie muzealnym zamykane są sale. Galerie na górze wypełniają się, ludzie nie mają innej możliwości wyjścia. Zapełnia się cały hol. Autor nie przerywa manifestacji. Zwalnia jedynie jej tempo. Po przejściu tłumu zwiedzających autor kontynuuje wątek. Mówi, że Soren Kierkegaard, wielki odkrywca prawdy o istocie człowieczeństwa, prawdy o drżeniu podmiotu, nie mógł zaakceptować żadnej formy uprzedmiotowienia się. Nie ożenił się, a z burdelu uciekł. Do końca życia pozostał samotnikiem. Z tego kierkegaardowskiego paradoksu samotności podmiotu istnieje jednak wyjście. I to odkryte i zweryfikowane tu, w Polsce. Istniejące od dawna pojęcie stało się tutaj ciałem. Tym pojęciem jest pojęcie solidarności. Solidarność bowiem pozwala ludziom jednocześnie łączyć się i zachować pełną podmiotowość. Solidarność jako dzieło czysto ludzkie otwiera partnerski dialog z Panem Bogiem, jest wyjściem, które nie pochodzi od niego. Dowodem na to, że Panu Bogu ten dialog się spodobał, była niezwykła siła sprawcza Solidarności. Potrafiła ona pokonać wielkie, zniewalające wiele narodów, imperium totalitarne. Niestety później, kiedy w stanie wojennym Solidarność znalazła się w Kościele, została tam wykastrowana. Był jeszcze zryw wyborczy w 1988 roku, ale szybko zaczęły się podziały, wojny na górze i na dole, powstawały partie itd. A to co dziś robi pan Krzaklewski i pan Jankowski nie jest solidarnością, więcej tam jest nienawiści niż solidarności. Jest to raczej antysolidarność. Więcej solidarności jest w tym, co robi Jerzy Owsiak, pani Ochojska czy pani Labuda. Ta ostatnia ma jednak zacięcie feministyczne. Podobnie jak moja żona – dodaje. Ja jej proponuję solidarność. Ona jednak ze mną walczy. Autor w trakcie mówienia cały czas wykonywał wspomniane wcześniej czynności.
Koniak został już rozlany do kieliszków, przybyło krzyżyków na plecach i węzłów na powrozie, na przedzie jego ciała pojawił się zielony napis JESZCZE. Autor układa na podium powróz w kształt zygzaku: jest sznur podzielony węzłami, rozpoczynający się od zapętlonego, wielkiego, czerwonego jabłka. Następnie bierze do jednej ręki kubek z zieloną farbą, do drugiej pędzel. Staje na podium i depcząc powróz wyraża wiarę, że solidarność jeszcze do Polski powróci, że będzie to już solidarność świadoma, w przeciwieństwie do poprzedniej, która była ciemna i że taka solidarność spodoba się Panu Bogu. Kończąc te słowa stawa zieloną kropkę na biało-czerwonym fallusie. Schodzi z podium i pyta zebranych, czy zgadzają się z jego zdaniem. Zaprasza na koniak i do dyskusji. Dyskusja przy koniaku jest bardzo emocjonalna, ale krótka, ponieważ obsługa muzealna już od dawna oczekiwała na moment, w którym mogłaby zamknąć Muzeum.