Jerzy Bereś
Wykład: Spór o wartości najwyższe, cz. I
XII 1984
Galeria BWA w Lublinie
w ramach wystawy-spotkania Nurt intelektualny w sztuce polskiej po II wojnie światowej (5 XII 1984 – 13 I 1985)
Fot. Andrzej Polakowski
Opis manifestacji:
Wnętrze dużej sali w BWA przy ul. Narutowicza. Sala przygotowana jest do wykładu. Publiczność siedzi na krzesłach. Przed nią stoi stolik i krzesło dla prelegenta. Na stoliku kubki z farbą. Akcja. Autor wychodzi nagi i staje przed publicznością. W ręku trzyma dwie książki: „Bojaźń i Drżenie” Sorena Kierkegaarda i „Tractatus Logico-Philosophicus” Ludwiga Wittgensteina. Kładzie książki na stole i rozpoczyna wykład pt. „Spór o wartości najwyższe” Spaceruje nagi przed publicznością, co pewien czas przerywa mówienie i maluje na przedzie swojego ciała najpierw białą linię pionową, a później czerwoną linię poziomą. Powstaje biało-czerwony krzyż. Autor kończy wykład, siada na krześle i prosi o zadawanie pytań i ewentualną dyskusję.
Jerzy Bereś: Wyszedłem nago przed zebraną publiczność z dwoma książkami w ręce: BOJAŹŃ I DRŻENIE, CHOROBA NA ŚMIERĆ – SOREN KIERKEGAARD i TRACTUTUS LOGICO-PHILOSOPHICUS – LUDWIG WITTGENSTEIN. Pierwszej części wykładu towarzyszyło malowanie na tylnej stronie mojego ciała dwóch linii: białej, pionowej wzdłuż kręgosłupa i czerwonej poprzecznej, poziomej na barkach. Spacerując przed publicznością i od czasu do czasu malując kawałek linii białej, a potem czerwonej, powiedziałem: chcę z pomocą Kierkegaarda i Wittgensteina, podzielić się z Państwem swoimi przemyśleniami, które zatytułowałem SPÓR O WARTOŚCI NAJWYŻSZE.
Zdając sobie sprawę z patetyczności tego tytułu, wytłumaczę poszczególne jego słowa. Słowo spór wybrałem spośród dwóch innych: kłótnia i dialog. Słowo kłótnia zakłada wprawdzie różne stanowiska, ale nie daje szans na owocność takiego kontaktu, natomiast słowo dialog – jest zbyt rozmyte i nie zawsze zakłada różne stanowiska. Wybrałem więc – spór. Słowo – najwyższe – użyte w tytule wprowadza stopniowanie i zakłada konieczność podania przynajmniej dwóch innych kategorii wartości. Tak więc pierwszą kategorią wartości są wartości podstawowe, takie jak: chleb, dom i inne. Człowiek, w ciągu rozwoju cywilizacji, pomnaża je i doskonali do tego stopnia, że powstaje olbrzymi kożuch, narośl w postaci niekiedy bardzo wymyślnego i przewrotnego luksusu. Z pomocą, w oddzieleniu od wartości podstawowych narośli luksusu, przychodzi sprawiedliwość, ale sprawiedliwość jest inną wartością i doprowadza nas do drugiej kategorii, do kategorii wartości wyższych.
Obok sprawiedliwości wymienić w tej kategorii można: miłość, prawdę, godność itp. Cechą wartości wyższych jest to, że nie występują pojedynczo i warunkują się wzajemnie. Bo cóż warta jest sprawiedliwość, jeżeli rozmija się z prawdą. Mogą zachodzić takie bardziej skomplikowane uwarunkowania, jak np. między miłością a prawdą. W sytuacjach samarytańskich, prawda może odebrać chęć walki o życie. W innych sytuacjach, między dwojgiem ludzi, prawda może zabić miłość. Wtedy potrzebna jest jeszcze inna wartość, jaką jest przebaczenie. Na bazie wartości wyższych powstają religie i ideologie – tym lepsze, im większą ilość tych wartości zawierają. Tym niemniej, w sytuacji wydawałoby się najkorzystniejszej, zaistnienia niemal wszystkich wartości wyższych, może powstać tak sztywny pancerz etyczny, że uniemożliwia on jakąkolwiek działalność twórczą i grozi totalną stagnacją. Na szczęście jest wolność, także należąca do tej kategorii, ale pozwalająca wyjść poza sztywny pancerz etyczny, do wartości najwyższych, takich jak język, wiara, sztuka.
Niezależnie od możliwości wyjścia w górę, wolność pozwala dokonywać wyborów w szerszej płaszczyźnie. Istnieją bowiem postawy odrzucające wszelkie hierarchie wartości, postawy nihilistyczne, programowej niewiary i w końcu pytanie „czy warto żyć?” jest ciągle otwarte. Przykładem może być narkomania, jako radykalny środek, alkoholizm wolniej działający, ale także mający charakter samobójczy. Był kiedyś nawet taki przebój w „Piwnicy pod Baranami” – „Tylko upić się warto”. Pozostawiając otwartym pytanie „czy warto, czy nie warto żyć”, idziemy za tymi, którzy uważają, że żyć warto. Jest to bowiem warunek niezbędny, ponieważ wartości najwyższe są niekonieczne, w przeciwieństwie do wartości podstawowych, które są konieczne do życia. Bez języka, wiary, sztuki, czy części nauki da się biologicznie przeżyć. Wartości najwyższe są więc niekonieczne, ale za to mogą stać się niezbywalne, mogą osiągnąć dla ludzi stan niezbywalności. Przykładowo: używanie jakiegoś języka może zostać zabronione. Wtedy zbiorowość ludzka, używająca tego języka, może go zaniechać, i taki język zanika. Ale może być inaczej, kiedy język taki jest nadal używany, ponieważ jest dla danej zbiorowości już wartością niezbywalną. Wtedy, oczywiście jeżeli zbiorowość taka nie zostanie zniszczona fizycznie, język przetrwa np. w podziemiu, przetrzyma wszelkie zakazy, trwające nawet wiele pokoleń i staje się wartością trwałą, niezniszczalną. Można znaleźć podobne przykłady kontynuowania wiary, czy sztuki i ich dramatycznej trwałości, gdy wartości te osiągną dla ludzi stan niezbywalności.
Chciałbym teraz, po zasygnalizowaniu hierarchii wartości, subiektywnie i dyskusyjnie przeze mnie pojmowanej, przedstawić, jak jednostka ludzka, pojedynczy człowiek, może wejść w spór o wartości najwyższe. Przywołam w tym celu dwie postawy przedstawione przez Kierkegaarda, postawę bohatera tragicznego i postawę rycerza wiary. Bohater – wyostrzając – tragiczny zmierza prosto do jasno wytkniętego celu, oddaje się dla innych, poświęca się dla ogółu. Ogół utożsamia się z bohaterem, przyjmuje go za swego. Bohater staje się ogólnością. Rycerz wiary natomiast, jak Abraham, który postanowił zabić swojego kochanego syna Izaaka, – ale jak wiemy tak się nie stało – wchodzi w paradoks i nie wie, czy jest człowiekiem największej wiary, czy mordercą? Izaak żyje, Abraham cieszy się synem, ale z paradoksu tego nigdy nie wyjdzie. Bohater tragiczny jest na ustach wszystkich – Rycerz wiary jest samotny – nie może swoim paradoksem podzielić się z nikim. Mimo, że bohater tragiczny jest wielki i sławny, to jednak rycerz wiary ma nad nim jedną przewagę. Pozostaje po prostu sobą, gdy tymczasem bohater tragiczny roztapia się w ogólności.
Rycerz wiary staje się osobowością i dlatego jest także wielki. Ale wielkość jego polega nie na tym, że jest wolny od strachu, rozpaczy i nędzy, lecz odwrotnie: dlatego, że tkwi w strachu, rozpaczy i nędzy, nie mogąc wyjść z paradoksu. Aby ukonkretnić to, co mówię, nawiążę teraz do naszej, polskiej sytuacji historycznej i teraźniejszej. My, Polacy byliśmy w dalszej i bliższej, niedawnej historii bohaterami tragicznymi. Nasza historia, aż nadto pełna jest bohaterów tragicznych, którzy poświęcili się dla innych. Druga wojna światowa dała tak wiele przykładów bohaterstwa Polaków – tragicznego bohaterstwa – poświęcenia dla innych, co chętnie przyjmowane było przez ogólność ludzką. Byliśmy i jesteśmy sławni. Po drugiej wojnie światowej przyszedł jednak czas, w którym my, Polacy postanowiliśmy, jak Abraham, zabić pamięć o naszych bohaterach, zabić pamięć naszej historii, dla pokoju, sprawiedliwego świata, lecz – jak u Abrahama – stało się inaczej. Pamięć naszych bohaterów żyje, pamięć naszej historii także, ale my, Polacy weszliśmy w paradoks, z którego nie możemy wyjść. Jesteśmy jednak sobą i świat musi zrozumieć, że już nie będziemy bohaterami socjalizmu ani kapitalizmu. Staliśmy się osobowością nie dlatego, że jesteśmy wolni od strachu, rozpaczy i nędzy, lecz dlatego, że tkwimy w strachu, rozpaczy i nędzy. Krzyż z linii białej, pionowej i czerwonej poziomej był gotowy na moich plecach (koniec I części wykładu).