Jerzy Bereś
Wyzwanie II
20 X 1994
Galeria BWA, Lublin
w ramach wystawy 20 lat galerii labirynt
Opis manifestacji:
W ciągu dwóch dni odbywają się imprezy związane z jubileuszem Galerii Labirynt: otwierane są wystawy, mają miejsce wykłady teoretyków sztuki, wystąpienia performances. Manifestacja autora odbędzie się według programu w drugim dniu, na zakończenie imprezy. Tytuł manifestacji „Wyzwanie II”. Na środku największej sali BWA przy ulicy Narutowicza 4, gdzie urządzono jedną z wystaw, pozostawiona została spora przestrzeń przeznaczona dla wystąpień autorskich i wykładów. W razie potrzeby ustawiano tam krzesła. W przestrzeni tej stoją trzy stoły: stojące po bokach wysunięte są do przodu, środkowy cofnięty jest parę kroków do tyłu. Na środkowym stole stoi butelka wódki i kieliszki. Na pierwszym z wysuniętych stołów leży pas białego płótna z zielonym napisem DZIEŁO; obok kubek z zieloną farbą i pędzlem. Na drugim stole leży taki sam pas białego płótna z czarnym napisem ŚMIEĆ; obok kubek czarnej farby i pędzel.
Autor staje pomiędzy wysuniętymi do przodu stołami, zwraca się do publiczności i mówi, że początkowo miał zamiar dokonać manifestacji pt. „Toast”, ze względu na jubileuszowy charakter imprezy. Niestety jednak, nie potrafi być tak „fajny”. Wobec odczuwanej przez niego groźby totalnego zaśmiecenia, która zawisła na kulturą, sztuką, rzeczywistością pod koniec XX wieku, tytuł „Wyzwanie” jest dzisiaj jego zdaniem właściwym tytułem dla manifestacji. Mówi też, że zdaje sobie sprawę, iż podjęcie tego tematu może popsuć jubileuszowy nastrój. Autor bierze kubek z czarną farbę, który stał na stole z napisem ŚMIEĆ i maluje literę A na górnej części swojego torsu, po lewej stronie. Podchodzi do środkowego stołu, otwiera butelkę i napełnia wódką kilka kieliszków. Ze stołu z napisem DZIEŁO bierze kubek z zieloną farbą i maluje literę A na dolnej części swojego torsu, po prawej stronie.
Powtarzając na przemian te czynności kontynuuje wypowiedź słowną. Oświadcza, że nie chce rozważać zagrożenia zaśmieceniem w potocznym znaczeniu tego słowa. Chociaż i ten problem można rozumieć bardzo szeroko. Toczy się bowiem nieustająca walka o wzajemne zaśmiecanie się pomiędzy cywilizacją i przyrodą. Każdy wytwór cywilizacji jest śmieciem w dziewiczej przyrodzie i odwrotnie, jak np. błoto w salonie itp. W tej walce przyroda jest raczej na straconych pozycjach. Wczoraj po nocnym przymrozku nagle z drzew opadły liście i zrobiło się bardzo pięknie. Ulice, chodniki z betonu i asfaltu pokryte zostały kolorowym dywanem. Ale natychmiast przyszli sprzątacze z miotłami i wszystko posprzątali. Autor mówi, że chodzi mu jednak o zagrożenie śmieciem, który nie tylko nie jest sprzątany, ale odwrotnie: jest sankcjonowany, chroniony i z tego powodu staje się niezwykle agresywny. Wystarczy wyjść na ulicę i zaraz jesteśmy atakowani ewidentnym śmieciem, jakim jest reklama umieszczana w najbardziej eksponowanych miejscach. W naszą intersubiektywną przestrzeń z niezwykłym wrzaskiem wkracza ktoś, kto chce sprzedać jakąś pastę do zębów lub papierosy. Obok agresji wizualnej jest również agresja dźwiękowa. Ktoś chce zarobić na płytach lub taśmach i niemal wszędzie zakłóca spokój jakimś przebojem (śmieciem). Jest to śmieć bezdyskusyjny, ponieważ sami twórcy wyrzucają go do śmietnika i lansują nowy. Śmiecie przemijają. Powstaje jednak norma polegająca na tym, że w najbardziej wyeksponowanym miejscu, w którym powinno być umieszczone dzieło o trwałej wartości, jest umieszczany śmieć. Stale zmieniany, ale jest. Norma ta jest na tyle silna, że zaczyna przenikać nawet do muzeów, gdzie można coraz częściej oglądać zbiory fetyszy zamiast wartościowych dzieł. Może dojść do tego, że wartościowe dzieła będą zaburzać tę normę i nastąpi ich wyrzucanie. Dowodem na istnienie zagrożenia jest to, że odpowiedzialni za ten stan historycy sztuki są całkowicie zagubieni. Świadectwem tego mogą być urządzone niedawno w Wiedniu dwie wystawy poświęcone „sztuce” faszystowskiej, czyli kiczowi. U nas powstaje w Kozłówce Muzeum Socrealizmu, czyli także kiczu, a profesor Krakowski, kierownik Instytutu Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego i członek Grupy Krakowskiej, pisze książkę, ostatnio wydaną, o sztuce faszystowskiej. Wczoraj odbył się tutaj wykład, który był wielką pochwałą konstruktywizmu. A przecież te koszmarne blokowiska są realizacją tych „ideałów”. Wygłaszając wykład autor na przemian maluje czarne i zielone litery na ciele, rozlewa wódkę do kieliszków. Na jego torsie, z lewej strony widnieje czarny napis ALBO, ciągnący się od góry do dołu. Po prawej stronie, od dołu do góry widnieje zielony napis ALBO.
Wódka jest rozlana do kieliszków, autor zakręca pustą butelkę. Trzymając ją w ręku podchodzi do stojącego obok pojazdu, ujmuje dyszel i manewruje nim tak, aby znalazł się on pomiędzy stołami, prostopadle do łączącej je linii. Wtedy ustawia pojazd pionowo. Tyczka przybiera pozycję poziomą, sztandar rozpościera się i pojawia się na nim wielki biały napis WALEC OSĄDU. W tym momencie autor energicznym ruchem rozbija pustą butelkę o kamień wbity w stojący teraz pionowo dyszel pojazdu. Na zakończenie stwierdza, że jego zdaniem dalsze odkładanie osądu, rozstrzygającego o tym, co jest wartościowym dziełem, a co śmieciem, staje się niemożliwe. Zwraca się o surowy osąd własnej pracy, z którą tak ostro wtargnął w intersubiektywną przestrzeń publiczności zgromadzonej na wystawie. Autor sięga po kieliszek i dla rozluźnienia atmosfery zaprasza jednak do wypicia toastu jubileuszowego. Ponieważ zamiast osądu rozlegają się oklaski, autor stawia zieloną kropkę na biało-czerwonym fallusie i wychodzi z sali. „Walec Osądu” pozostaje na wystawie w miejscu, w którym stanął. Wypełnia wolną przestrzeń na środku sali. Szkło po rozbitej butelce zostało zmiecione, stoły usunięte, a płótna z napisami położone na podłodze w taki sposób, aby powstała sugestia, że przejazd walca oddzielił śmieć od dzieła.